wtorek, 14 października 2014

Rozdział 4

  Biegłam. Biegłam bez tchu i bez końca. Bez przerwy ani momentu na odpoczynek. W parku nie było nikogo, oprócz nas. Mnie i mojego oprawcy. Nogi w pewnej chwili odmówiły mi posłuszeństwa, więc jak długa upadłam na korzeń drzewa. Poczułam ból w nodze, z której sączyła się krew, ale mimo to wstałam i próbowałam biec dalej. Uciec mojemu prześladowcy, który był tuż za mną. Mocno mnie do siebie przyciągnął i rzucił mną o podłoże z całą swoją siłą. Uderzyłam głową o kolejny wystający korzeń i nagle wszystko zawirowało mi przed oczami. Właśnie wtedy stanął tuż nade mną i nachylił się, wkładając kosmyk moich włosów za ucho, a następnie przejechał zimnym palcem po policzku. Mimowolnie przeszedł mnie dreszcz, byłam przerażona, tym co się stanie. 
- No to teraz się zabawimy, suko. - Blondyn szarpnął moim ciałem, a jego surowe błękitne tęczówki skanowały mnie z chłodnym rozbawieniem. Z mojego gardła wydostał się krzyk, połączony z bezradnym szlochem. Byłam zdana tylko na niego i jego łaskę. Wiedziałam, że zrobi ze mną to, na co tylko przyjdzie mu ochota i nie będzie nikogo, kto mi pomoże. Nikt nie wiedział przecież, gdzie byłam. Zostałam sama z moim największym koszmarem. 

   Obudziłam się z krzykiem, trzęsąc się jak osika. Top, który służył mi za górę od piżamy, kleił się do mojego ciała. Harry wpatrywał się we mnie z niepokojem i w tej samej chwili zgarnął mnie w uścisku swoich silnych, szerokich ramion. Z moich ust, tym razem na jawie wydostał się zduszony szloch, kiedy kurczowo wbijałam palce w jego nagie plecy, zaciskając je w panice. Chłopak troskliwie gładził dłonią moje włosy, a jego usta muskały mój policzek. 
- Już dobrze, jestem tu. Jestem i nigdzie się nie wybieram. Nie płacz, Lynnie. - Szeptał mi do ucha swoim kojącym głosem, a moje skołatane serce powoli się uspokajało. Po jakimś czasie odsunęłam się od niego i wytarłam jeszcze wilgotne od łez policzki. Nie mogłam spojrzeć mu w oczy. Było mi wstyd, że po raz kolejny w ciągu dwóch minionych dni aż tyle razy okazałam swoją słabość i kruchość emocjonalną. Jednak nie potrafiłam się powstrzymać przed wtuleniem się ponownie w jego ramiona. 
- Nie zostawiaj mnie. - Poprosiłam płaczliwie, położywszy dłonie na jego karku.
- Nigdy. - Lokowaty odsunął się ode mnie odrobinę i pocałował moje czoło, teraz trzymał tam swoje wargi. Usłyszałam spod nich ciche pytanie, które mimo to bez problemu dotarło do moich uszu. - Co ci się śniło, Lynnie? - Styles opuszkami palców gładził moją dłoń, gdy głośno przełknęłam ślinę. Wiedziałam, że powinnam mu to powiedzieć. 
- To, przed czym mnie uratowałeś tyle, że na miejscu Paula był ... Dominic. - Imię Foleya wypowiedziałam niemal niesłyszalnie. Oczy szatyna pociemniały na sam jego dźwięk, a jego dłonie zacisnęły się w pięści. Mój były chłopak znajdował się chyba teraz na pierwszym miejscu na liście znienawidzonych przez Harry'ego osób. - To już nieważne, to był tylko sen. Tylko sen, niemający odzwierciedlenia w rzeczywistości, Harry. - Szepnęłam, ujmując jego twarz w swoje dłonie i musnęłam usta chłopaka, nie zważając przy tym na rozciętą wargę. Oderwaliśmy się od siebie dopiero, gdy zabrakło nam tchu. 
- Kocham cię, Love. - Odezwał się, a wtedy ja znowu wpiłam się w jego miękkie wargi. 


                                                                   *****

   Na lotnisku przez ponad godzinę czekaliśmy na odprawę. Nasz samolot miał jakieś opóźnienie. Oczywiście musiałam powiadomić o tym tatę, by niepotrzebnie się nie denerwował. Chciał przyjechać po mnie na lotnisko, jednak odmówiłam mówiąc, że wrócę z przyjaciółmi z obozu. Nie powiedziałam jeszcze tacie, że w czasie minionego miesiąca zdążyłam zakochać się na zabój i to z wzajemnością ani, że przyprowadzę do domu Harry'ego, by przedstawić go jako swojego chłopaka. Sam Styles wpadł na ten pomysł. Stwierdził, że chce poznać mojego tatę i, że im wcześniej to się stanie, tym lepiej. Początkowo nie byłam zbytnio przekonana, ale później przyznałam mu rację. Nie będę przecież ukrywać przed tatą faktu, że pokochałam Harry'ego. 
Kiedy wreszcie znaleźliśmy się na pokładzie i zajęliśmy nasze miejsca: ja przy oknie, a Styles pomiędzy mną i Niallem, odetchnęłam z ulgą i wtuliłam się w bok lokowatego, zerkając na niego ukradkiem. 
- Uwielbiam przyłapywać cię na patrzeniu na mnie, kiedy to spuszczasz wzrok i leciutko się uśmiechasz. - Szepnął, muskając nosem płatek mojego ucha, gdy utkwiłam swoje spojrzenie w miniaturowych budynkach za oknem samolotu.


                                                                       *****

   Po bezpiecznym wylądowaniu i odebraniu bagaży, w trójkę ruszyliśmy do auta Stylesa, które chłopak zostawił w pobliżu lotniska. Światła kakaowej Kii Sportage zapaliły się na moment, gdy ten otworzył ją pilotem. 
- Niezły samochód. - Powiedziałam z półuśmiechem. Zdążyłam już zauważyć, że mój chłopak miał słabość do tego typu aut. 
- Dzięki. - Wyszeptał znad mojego czoła, zanim usiadłam z tyłu. Chciałam, by Niall zajął się rozmową z przyjacielem, bo widząc go smutnego, moje serce pękało na pół. Irlandczyk zamierzał wracać od razu do siebie, jednak nie mogłam pozwolić, by był sam. Wcześniej poprosiłam Harry'ego, by nocował u Horana, co zielonooki uznał za dobre rozwiązanie. Po kilkunastu minutach jazdy bez korków, dojechaliśmy na przedmieścia, gdzie mieszkałam. 
- No, no. Ładny domek. - Odezwał się Styles, cały czas patrząc na dwupoziomowy dom, zaprojektowany przez mojego tatę. Dom, w którym spokojnie mogłoby mieszkać z osiem osób, a żyłam w nim tylko ja i tata. Czasami nocowała tu Sienna, rzadziej Tim. Zdarzało się też, że kiedy opiekowałam się małym Noah, chłopiec zostawał tu na noc i spał razem ze mną. Zazwyczaj miało to miejsce wtedy, gdy Tess była wykończona po pracy i nie miała siły, by zabawiać energicznego 3-latka, którym z pewnością był malec. 
   Posłałam chłopakom mały uśmiech podczas, gdy lokowaty wziął moją walizkę i ruszyliśmy w kierunku budynku, wcześniej musnęłam policzek Horana, a ten po raz pierwszy szczerze się uśmiechnął. Niewielki kroczek, ale zawsze coś. Otworzyłam drzwi kluczami i pierwsze, co zobaczyłam to mojego rodzica, ubranego w słynny fartuch w grochy. Z kuchni unosił się smakowity zapach jednej z moich ulubionych potraw - lasagne. 
- Cześć tato. - Powiedziałam od razu, rzucając się mężczyźnie na szyję, a ten przytulił mnie mocno. 
- Wreszcie jesteś. - Wyszeptał w moje włosy, gładząc moje plecy. 
- Też za tobą tęskniłam. - Odpowiedziałam szczerze, odrywając się od niego. Wiedziałam, że lada moment zauważy siniaka na moim policzku oraz całą resztę i tak też się stało. Nie minęło dziesięć sekund, jak do moich uszu dotarł jego podniesiony ton. 
- Co ci się, do diabła stało, Anna-Lynne?! - Hmm, pełnym imieniem zwracał się do mnie tylko w dwóch przypadkach: gdy był rozbawiony lub zły. Teraz zdecydowanie obstawiałam drugą opcję. 
- Wszystko panu wyjaśnimy, panie Bower. - Usłyszałam zachrypnięty głos, należący do nikogo innego, jak do Stylesa. Dopiero wtedy tata przeniósł swoją uwagę na stojących za mną chłopaków. Dostrzegłam, że wzrok błękitnych tęczówek mojego taty, które zresztą po nim odziedziczyłam, lustrowały uważnie ich obu, ale zatrzymały się dłużej na zdartych knykciach mojego chłopaka. Potem przesunął spojrzenie na tatuaże lokowatego.
- Tato, to jest Niall Horan. - Wskazałam na blodyna, a potem na szatyna. - A to Harry Styles ... mój chłopak. - Powiedziałam z lekką obawą, czekając na reakcję taty. 
- Czy to jest jakiś żart, Lynn?! - David Bower patrzył na mnie groźnym wzrokiem. - Naprawdę niczego nie nauczyłaś się po znajomości z Dominickiem? - Niemal wykrzyknął, machając rękami w powietrzu, co wydawałoby mi się śmieszne w innej sytuacji, teraz bynajmniej, nie było mi do śmiechu. 
- Tato. Pozwól mi to wyjaśnić. - Szepnęłam błagalnie, patrząc jak mój ojciec ze złością ciska fartuchem o podłogę i idzie do salonu. Szybko podreptałam za nim, co uczynił także Harry, a Niall odezwał się cicho.
- To ja ... może pójdę do kuchni. - Kiwnęłam głową, nadal obserwując poczynania bruneta, który teraz usiadł na kanapie. 
- No więc, możesz mi wyjaśnić, dlaczego cała jesteś posiniaczona, a ten twój ... chłopak ma zdarte kostki na rękach? - Spytał, podnosząc się i podszedł do barku, z której wyjął whisky i nalał odrobinę do szklanki. 
- To właśnie przed Domickiem Harry mnie uratował, tato. Moje siniaki i zadrapania to tylko i wyłącznie sprawka jego intrygi. Harry mnie ocalił, dlatego myślę, że powinieneś mu okazać nieco więcej szacunku. - Odparłam i ze łzami w oczach ruszyłam do kuchni, zostawiając mojego ojca i chłopaka samych. Znalazłam tam Nialla i od razu bez pytania wtuliłam się w niego, na co nie zaprotestował. Nie spodziewałam się takiego zachowania po rodzonym ojcu i mówiąc szczerze, zawiodłam się. 










Jezu. Czuję się tak jakbym ostatnio dodawała tu coś całe życie temu, naprawdę. To wszystko przez szkołę, klasa maturalna ssie. Mam zaległości zarówno w swoich pracach jak i w Waszych, ehh ; ( 
Mam nadzieję, że jeszcze mnie wszyscy nie opuściliście i, że rozdział Wam się spodoba. W wolnym czasie postaram się nadrabiać Wasze historie, ale jak to wyjdzie ... kto to wie. Nie przedłużając, miłego dnia Misiaczki.

xx